niedziela, 15 grudnia 2013

Four.- "One Hell Of A Day"

Po wyjaśnieniu przez telefon symptomów Posejdona doktorowi Ethanowi Jonesowi, narzeczonemu Lacey, Justin wepchnął urządzenie do swojej kieszeni i pobiegł na górę, nienawidząc się za to, że zostawia własnego psa samego. Jednak musiał, miał kogoś, kto na niego czekał.
Kiedy wrócił do łazienki,  Kaia ponownie znajdowała się na ławie w tych samych ciuchach na sobie i z wilgotnymi włosami opadającymi na jej ramiona. Gdy tylko dostrzegła zmartwioną twarz Justina na jej twarz również wstąpiło zmartwienie i zapytała:
-Coś nie tak?
W odpowiedzi Justin przebiegł dłonią przez swoje włosy zanim zaczął jej tłumaczyć co właśnie widział. Jak przypuszczał, zasmuciło to Kaię, wiedział, że miała więź ze zwierzęciem.
-Moi przyjaciele wpadną- poinformował ją- są weterynarzami. Zajmą się P. Chcesz pójść ze mną czy wolisz zostać tu na górze?
Jedyne co zrobiła to wzruszyła ramionami i zgięła palce jak mały dzieciak i Justin roześmiał się. Wziął ją  w ramiona jak te dwa razy wcześniej i zaniósł ją na dół po schodach,  uważając by oboje nie upadli.
Kaia rozglądała się dookoła i na sekundę, Justin zapomniał, że ona nigdy wcześniej nie opuściła jego sypialni.
-Podoba ci się? Sam udekorowałem.-powiedział zwyczajnie a ona po prostu skinęła.
Dotarli do salonu, gdzie Posejdon leżał w tej samej pozycji co wcześniej. Kaia pisnęła na ten widok a Justin ułożył ją w prawym rogu kanapy, bliżej telewizora, aby mógł położyć głowę psa na jej kolanach.
Kaia głaskała jego uszy, bojąc dotknąć gdziekolwiek indziej.  Justin siedział obok niej i zdecydował się napisać do Lacey z prośbą, by się pośpieszyli. Nie odpisała, ponieważ minutę później dzwonek przy drzwiach zadzwonił. 
Justin wstał z podskokiem i podszedł szybko do wejścia.  Otworzył drzwi z siłą i pośpiechem, zaskakując Lacey.
Była ubrana w zieloną sukienkę z rękawami i czarne botki na wysokich obcasach. Jej blond włosy były rozpuszczone, jedynie jej grzywka była spięta na szczycie, spinkami.
Obok niej był doktor Jones, wyglądający tak dobrze jak jegi narzeczona. Miał na sobie białą koszulkę z niezapiętym pierwszym guzikiem, szarą skórzaną kurtkę, ciemne jeansy i buty Timberlanda. Wszystkie myśli Justina gdy obczajał doktora krążyły wokół tego, że nie był ubrany jak doktor i to sprawiło, że Justin wywrócił oczami.
Nie pozwalasz mi się z ciebie pośmiać. Dupek.
To było ich pierwsze spotkanie i Justin czuł jakby musiał zachowywać się jak opiekuńczy "brat" Lacey, ale doktor Jones mu tego nie ułatwiał. Było nawet trudniej po tym jak Justin zauważył przenośny wózek inwalidzki pod lewym ramieniem i Lacey trzymającą się jego prawego. W jej drugiej dłoni Lacey miała wielką papierową torbę z nadrukiem Pull and Bear's.
-Ubrania.-powiedziała,  gdy zauważyła jego spojrzenie.
-Dziękuję, jesteś święta. - odpowiedział jej, sięgając, by się przytulić. Następnie Justin odwrócił się do mężczyzny obok niej i wyciągnął dłoń.
-Jestem Justin.-powiedział. Doktor Jones podał swoją dłoń Justinowi i potrząsnął nimi.
-Miło cię poznać Justin. Mam na imię Ethan.
Podczas gdy doktor Jones się przedstawiał, Justin zwalczył ochotę wywrócenia oczami i powiedzenia: Oczywiście,  ty też jesteś australijczykiem.  Zamiast tego odpowiedział:
-Ciebie również miło poznać. - i natychmiast wrócił do salonu. 
Kaia, która próbowała głaskać bardzo trzęsącego się Posejdona, podniosła głowę do góry a jej wyraz twarzy krzyczał przerażeniem i nieśmiałością.
-Kaia, to są moi przyjaciele o których ci mówiłem. Lacey i Ethan. Zajmą się P., więc może powinniśmy położyć go gdzieś indziej?- Justin zasugerował, obawiając się, że nieznajomi ją zdenerwują, nawet jeśli on sam był nieznajomy.
Jednak ona pokręciła głową ze strony na stronę,  sprawiając że Justin westchnął.
-Okay.- usiadł obok niej na kanapie.
Od tamtej pory nie padło żadne słowo oprócz głośnych próśb doktora. Zajęło im dwadzieścia minut, aby wyjąć każdego kleszcza z Posejdona, musieli być ostrożni aby głowa nie wszczepiła się pod skórę psa. Konkretnie,  cała godzina została przeznaczona na tę sytuację. Potem, doktor Jones zmierzył Posejdonowi temperaturę, sprawdził jak bije jego serce i zdecydował, że zwierzakowi potrzebne będą antybiotyki.
Zapisał je na recepcie oraz trochę pigułek z żelazem na krew.
 Nikt nie zauważył, że czas mija i gdy było po wszystkim zegar wybił 5:30. Wtedy, wszyscy z wyjątkiem Kai, która była najciszej spośród nich, wstali i pożegnali się.
-Strasznie ci dziękuję za zajęcie się nim. Ile ci wiszę?- Justin zapytał, gotowy by wyjąć portfel gdy stali w drzwiach wyjściowych.  Został zatrzymany przez delikatną dłoń na jego ramieniu.
-Nonsens. Jesteś rodziną.-Lacey powiedziała mu z uśmiechem. Justin również się do niej uśmiechnął, jednak spojrzał na Ethana,  który kiwał głową.
-Dziękuję.- powtórzył chłopak.
-Nie ma sprawy- odpowiedział doktor i wyszedł z domu.
Lacey została i przytuliła do siebie Justina.
-Trzymaj się.  Nie oszalej zbytnio na punkcie tej dziewczyny.  Jest naprawdę śliczna, ale jej nie znasz. Obiecaj mi to.- poprosiła.
Pokiwał głową przy jej ramieniu.
Przerwała uścisk, pocałowała go w policzek i wyszła, do swojego chłopaka, czekającego na nią wewnątrz srebrnego volvo.
Justin machał podczas gdy odjeżdżali spod jego domu i stawali się coraz mniejsi i mniejsi przez odległość.
Potem, obrócił się i wszedł z powrotem do środka, zamykając za sobą drzwi. W salonie, Kaia ciągle siedziała w tej samej pozycji, ciągle głaszcząc Posejdona. Pies wyglądał o wiele lepiej, jednak ciągle wydawał się być słaby.
-Musimy kupić mu leki.- Justin poinformował ją, przestraszając dziewczynę w trakcie czynności.
-N-na zewnątrz?- zdołała zapytać. Pokiwał głową. Kaia wytrzeszczyła oczy.
-Pozwól mi zostać.- błagała.
Westchnął, ale kiwnął głową.
-Postaram się załatwić to szybko. Masz, spójrz czy będą dobre. Lacey je przywiozła.- Justin chwycił papierową torbę, którą Lacey zostawiła by kanapie, obok czarnej skóry pokrywającej wózek i podał ją Kai.
Następnie chwycił telefon stacjonarny i wpisał swój numer.
-Jeśli będziesz mnie potrzebować, dzwoń. Nie wahaj się.- powiedział i gdy dostał jej kiwnięcie jako odpowiedź, wyszedł.
Od razu gdy wyjechał, pożałował tego. Nie mógł przestać myśleć o Kai i o tym jak w jeden dzień, zajęła jego myśli. Nie potrwa to długo, aż zajmie jego serce również. Justin głęboko się obawiał, co się stanie, jeśli ona przypomni sobie kim jest.
Lacey miała rację. Nie znał tej dziewczyny. Mogłaby być tak naprawdę psychopatką. Jednak nie mógł w to uwierzyć. Koniec końców, była jego aniołem.
Całą drogę do apteki, w głowie Justina toczyła się wojna, jednak żadna strona nie wygrała, więc próbował po prostu je od siebie odepchnąć, podczas gdy wychodził z auta. Sklep był niemalże pusty, z wyjątkiem pary staruszków, więc uwinął się w 15 minut.
W drodze powrotnej wbiegł na starego kolegę ze szkoły i stracił kolejne 5 minut, tupiąc stopą o podłogę. Po powiedzeniu szybkiego "cześć", Justin prawie wbiegł na swoje auta. I droga powrotna była taka sama. W jego głowie trwała burza na całego.
Gdy wrócił do domu, nic się nie zmieniło oprócz faktu, że Posejdon leżał teraz na podłodze i wyglądał o niebo lepiej. Justin uśmiechnął się, widząc że jego pies znów był zdrowy. To było straszne.
-Jestem w domu!-zakomunikował, jakby nikt nie wiedział. Jednak wiedzieli. Cóż, przynajmniej Kaia wiedziała.
Słyszała jak wchodził, jednak nie zareagowała.
Ciągle obawiała się co jej wrażenie o nim może oznaczać, więc zdecydowała, że powinna to utrzymywać na niskim poziomie. A jej nieśmiała osobowość nie pomagała w ogóle.
Więc, kiedy uświadomił on swoją obecność, wypuściła ona z siebie ciche " Cześć", żeby nie czuł się źle.
To także przestraszyło Kaię. Nie chciała, by on czuł się źle, jednak nie wiedziała dlaczego.
-Doktor w aptece powiedział, że najłatwiej jest zmieszać tabletki z jedzeniem, więc zamierzam to zrobić. Możesz go przyprowadzić?- Zapytał Justin, przeszkadzając Kai w rozmyślaniu i chwycił wózek inwalidzki by go otworzyć.
Wahając się, Kaia powoli się poruszyła i wspięła na wózek, używając całej siły swoich ramion. Posejdon nie opuścił jej kolan. Justin popchnął wózek, sprawiając że gładko poruszył się po kuchni. Zatrzymał je przy rogu i podszedł do lodówki aby wyjąć puszkę jedzenia dla psa o smaku kurczaka.
Potem, sięgnął po metalową miskę.
Podczas gdy przygotowywał jedzenie, otwierał opakowanie i mieszał tabletki, w domu było tak cicho, jak w opuszczonej wiosce albo podczas sceny wyjętej prosto z filmu o kowbojach, zaraz przed walką.
Gdy Justin skończył robotę, odłożył miskę na ziemi i sięgnął po psa.
-Chodź P, jedz.- rozkazał chłopak, kładąc miskę przez łapami psa. Posejdon jadł powoli, ostrożnie, jakby jedzenie było zatrute.
Gdy skończył, jego właściciel schylił, by podnieść miskę i włożył ją do zlewu.
-Zrobione. Wkrótce powinieneś poczuć się lepiej.- Justin delikatnie podniósł swojego psa i położył go na kolanach Kai.
Patrząc na zegar wiszący w przedpokoju, wypuścił z ust westchnienie, gdy zobaczył dwie strzałki wskazujące siódemkę.
-Jest tak późno. Nie mogę teraz zrobić obiadu.- skomentował z lekkim uśmieszkiem na jego twarzy. Naprawdę chciał coś znowu zamówić.
-Co powiesz na sushi?- zasugerował Kai, jednak ona po prostu wzruszyła ramionami, więc Justin poszedł zamówić.
Parę minut później, jedzenie przyjechało.
Jedli w ciszy jak zawsze i po posiłku Justin uprzątnął a potem zabrał Kaię i torbę z jej ubraniami na górę. Posejdon wyglądał lepiej i z powrotem stał na łapach. Kaia została położona na łóżku Justina podczas gdy on spał na materacu, na podłodze.
Chłopakowi zajęło zrobienie wszystkiego samemu około godzinę. Na zegarze wybiła 9:30, gdy wszystko było przygotowane na noc.
-W porządku. Możesz zmienić ubrania, jeśli chcesz. Jestem pewien, ze Lacey włożyła tu coś do spania. Albo, możesz spać w tym, w czym jesteś teraz.-Justin powiedział jej w trakcie wyjmowania swojej piżamy z półki.
-W porządku mi w twoich. - Kaia odpowiedziała cicho.
-Niech będzie. Cóż, zamierzam iść się przyszykować do snu. Obudziłem się dzisiaj wcześnie i jestem zmęczony. Jeśli będziesz czegoś potrzebować- krzycz. - Wiedział, że nie zrobiłaby tego, jednak czuł, jakby musiał jej uświadomić, że jest on dla niej.
Podziękowała mu i zaczesała grzywkę za uszy, zanim położyła się pod świeżo przebraną kołdrą.
Justin kiwnął głową i wyszedł ze swojego pokoju prosto do łazienki, zgaszając przy tym światło.
Będąc samym, musiał jeszcze raz skonfrontować się ze swoimi myślami i uczuciami.
Kaia. Kaia. Kaia.
Ile ma lat? Skąd jest? Czy ma rodzinę? Ma dom? Czy jest uciekającą kryminalistką? Czy udaje amnezję, tylko po to, żeby nie dowiedział się jak bardzo popieprzona jest? Jak znalazła się na plaży, naga i bez wspomnień?
To były niektóre z wielu, wielu pytań Justina. Jednak jedno było pewne.

To był cholernie ciężki dzień.


*

Kaja: Więc, mamy lekki poślizg, chyba powinnam przeprosić. Cóż, w piątek byłam na pogrzebie mojej koleżanki i przez cały ten weekend nie miałam głowy do tłumaczenia. Nie wiem czy Kinia miałaby coś do powiedzenia, ale wyszła do sklepu, po coś tam, ja nie wiem, więc po prostu dodam ten rozdział i tyle. I jeszcze: przepraszam za błędy, jeśli się pojawią. Poprawię je jak tylko znajdę chwilę czasu.  Do napisania xx

3 komentarze:

  1. jejku uwielbiam to tłumaczenie <3
    Justin jest taki kochany dla Kai <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę że kaia jest syreną,to by wszystko wyjaśniało

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam do siebie choć dopiero zaczynam http://zabawa-jest-wszedzie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń