sobota, 30 listopada 2013

Three.- 'Sickness"

 Całe pudełko pizzy później Justin czuł, że mógłby zjeść jeszcze jedną. I mógłby, ponieważ Kaia ewentualnie jadłaby z nim. Nieśmiała jak zwykle, przyjęła kawałek pizzy od Justina i ugryzła, wahając się na początku, nie wiedząc co tak naprawdę jadła.
Kiedy Justin zdał sobie z tego sprawę, zmartwił się, iż jej utrata pamięci była tak poważna, że nie pamiętała nawet jak smakuję pizza hawajska.  Jednak zrelaksował się natychmiast, gdy usłyszał nieśmiały jęk uciekający z jej ust. Smakowało jej!
Justin zaśmiał się, jednak przestał gdy zobaczył jej przerażoną minę gdy na niego patrzyła.
-Wybacz.- wymamrotał.
To była jedyna interakcja między nimi przez cały posiłek, poza spotykaniem się ich spojrzeń od czasu do czasu.




Kiedy pizza się skończyła Justin wstał, by wyrzucić pudełko do niebieskiej części swojego kosza recykling-owego w kuchni i wrócił. Kaia nie ruszyła się ze swojej pozycji na łóżku. Ciągle pocierała swoje ramiona i nogi. Zmieniały wtedy kolor na biały zamiast na czerwony i to zaalarmowało Justina, jednak gdy o tym pomyślał, to mentalnie uderzył samego siebie.
-Jak mogłeś zapomnieć wyczyścić tę dziewczynę zanim się obudziła, idiotko?- Powiedział sam do siebie, kręcąc głową, będąc zawiedzionym sobą.
Na szczęście, jedyne co Kaia słyszała to szept, ale mimo wszystko zatrzymało to jej działania i sprawiło, że spojrzała na Justina z najsłodszym zdezorientowanym spojrzeniem, przynajmniej tak uważał.
Z jękiem, otrząsnął się z dziwnych uczuć i postanowił pomóc wreszcie tej biednej dziewczynie.
Justin podszedł do niej powoli, pokazując swoje białe zęby oprawione zwilżonymi ustami, które ciągle nerwowo lizał.
-Przepraszam, że nie zapytałem wcześniej, ale czy zechciałabyś wziąć prysznic? Wyglądasz jakby był ci potrzebny.- Justin powiedział jej gdy przestał iść, kiedy dystans wydawał się być rozsądny.
Na jego pytanie Kaia tylko zamrugała dwukrotnie.
-Nie żebyś wyglądała lub pachniała źle, mam na myśli. Ty nie. Po prostu...Pocierałaś się i byłaś cała biała i... Czekaj, to źle zabrzmiało. Przepraszam, nie mogę się zamknąć, kiedy jestem zdenerwowany i...
Tyradę Justina przerwał nieśmiały chichot, który sprawił, że jego oczy rozszerzyły się. Krew szybko przebiegła w żyłach w pobliże policzków Kai, przez co zarumieniła się głęboko. To był pierwszy raz gdy czuła się całkowicie komfortowo z Justinem obok i to uczucie było dobre. Ale nie mogła ryzykować. Poza tym, ciągle obawiała się konfrontacji ze swoimi wspomnieniami. Musiała być ostrożna.
Justin pokochał ten mały przebłysk relaksu i bardzo go zdenerwowało gdy powróciła do starej, nieśmiałej siebie i zaczęła bawić się swoim naszyjnikiem.
 Znowu miał ochotę strzelić samego siebie za niezauważenie biżuterii znajdującej się wokół jej szyi.
-Znazłaś go.- stwierdził, bardziej do siebie samego, mimo to, kiwnęła głową bez spoglądania do góry.
-Kaia.- powiedziała, potwierdzając to, co było już jasne dla Justina.- Mam na imię Kaia.
Chłopak uśmiechnął się przez fakt, że dziewczyna była w stanie mówić poprawnie, bez szeptania.
-Cóż, Kaiu, co ty na to, żebym pomógł ci dostać się do łazienki, żebyś mogła zbyć tę sól ze skóry?- zasugerował, wiedząc, że będzie potrzebowała pomocy w chodzeniu. Jednak nie wiedział. Ona ani razu nie opuściła łóżka.
Wahając się, Kaia podniosła swoje nogi nad łóżko i uniosła swoją prawą rękę w powietrze, po czym powoli położyła ją na ramieniu Justina. Poczuła ciepło jego skóry, o wiele cieplejszej niż jej. Zamknęła dłoń i jej szczupłe, zimne palce zacisnęły się na jego przedramieniu z całej siły, spróbowała wstać. Dla Justina jej dłoń była jak piórko. Taka delikatna i lekka.
Posłał jej uspokajający uśmiech i pomógł wstać.
Położyła swoje bose stopy na podłodze i, trzymając się ramienia Justina odrobinę mocniej, spróbowała wstać.
Naciskając na: spróbowała.
Jej nogi były jak z galarety i upadła na łóżko z łoskotem.
Justin westchnął i przebiegł swoją dłonią przez swoje złote loki, podczas gdy ona spoglądała na niego z oczami przepełnionymi smutkiem.
-Nie martw się, jakoś to naprawimy. Ale, jeśli nie masz nic przeciwko, mogę cię zanieść do wanny.- zasugerował,  obawiając się lekko, że jednak mogłaby odrzucić jego dotyk. Ona jedynie kiwnęła głową i Justin uśmiechnął się do siebie.
Robimy postępy, pomyślał.
Justin poprosił ją, by położyła nogi na łóżku, jednak to wymagało siły, której zwyczajnie nie miała. Wyglądało na to, że ta część jej mięśni była wolna.
Kaia biadoliła przez ten bezużyteczny wysiłek i poddała się, pozwalając Justinowi sięgnąć swoim prawym ramieniem za jej kolana i popchnąć jej nogi do góry.
Jego ramię zostało w tym miejscu, podczas gdy drugie umieścił pod jej łopatkami, a jego dłoń wylądowała blisko jej lewej pachy. Tak jak rankiem, Justin podniósł dziewczynę z taką lekkością jakby była piórkiem.
Kaia patrzyła się na niego, gdy ją niósł, próbując zrozumieć dlaczego czuła się, jakby go znała.
W parę sekund dotarli do wanny i Justin posadził ją na ławie w pobliżu.
-Pozwól wodzie się rozgrzać. Spróbuj się wdrapać do środka. Zaraz wrócę, ale jeśli będziesz czegoś potrzebować, zawołaj.- powiedział, odkręcając wodę.
Opuścił łazienkę w pośpiechu i podniósł swój telefon, który leżał na jego biurku. Do głowy wpadł mu pomysł, jeden z tych genialnych. Przewinął swoje kontakty, dopóki nie znalazł tego, czego szukał.
Naciskając na zielony przycisk przycisnął swój telefon do ucha i słuchał jak dzwoni po raz pierwszy, drugi-
-Cześć stary, co mogę dla ciebie zrobić?- australijski akcent odbił się echem przez głośnik i Justin uśmiechnął się.
-Cześć Lacey, potrzebuję twojej pomocy.
Lacey była najstarszą przyjaciółką Justina w nowym mieście. Była córką przyjaciół jego rodziców. Lacey była osiem lat starsza niż Justin i niańczyła go pierwszego roku, gdy się przeprowadzili, kiedy miał 7 lat.
Kochała go jakby był jej młodszym bratem, ze wzajemnością.
Lacey była jedyną osobą jaką Justin znał, która była warta zaufania i wiedział, że ona może mu pomóc.
-Sprawa jest taka- zaczął, drapiąc się po szyi, gdy Lacey zapytała się o co chodzi.- byłem na plaży z psem i tak jakby znalazłem dziewczynę i wziąłem ją do domu? I wtedy-
-Co zrobiłeś?!- Lacey krzyknęła, przestraszając Justina.
-Uspokój się Lace, ona jest nieszkodliwa.- zaoponował.
-Nie miałam na myśli jej. Chodzi o to, że nie powinieneś iść na plażę. Wiesz, że morzu nie można ufać.- Westchnęła, po drugiej stronie linii.
-Wiem Lace, przepraszam.- Wymamrotał, nie czując się dobrze. Nawet o tym nie pomyślał, ale miała ona rację. Wyjście tam było niebezpieczną pomyłką. Mimo wszystko nie mógł się zmusić do żałowania. Nie znalazłby Kai.
 Przez nieistniejący dźwięk jego milczenia, Lacey zmieniła temat:
-Więc, o co chodzi z tą dziewczyną?Dlaczego potrzebujesz mojej pomocy?- zapytała.
Rozmyślania Justina uleciały w mgnieniu oka i powiedział swojej przyjaciółce wszystko o Kai.
-... i ona nie może chodzić, więc, od kiedy jesteś najlepsza, może mogłabyś pożyczyć dla mnie wózek inwalidzki ze szpitala?- błagał Justin.
Lacey była pielęgniarką weterynarza i pracowała w oddziale zwierzęcym w szpitalu uniwersyteckim.
Zaśmiała się, słysząc jego propozycję.
-Chcesz żebym dla ciebie kradła? Oh, chłopczyku, nie ma takiej cholernej opcji, że będę ryzykować moją pracę dla ciebie.- odpowiedziała, sprawiając, że skulił się w sobie przez przezwisko.
-Ryzykować swoją pracę? Lacey, sypiasz ze swoim szefem!- zarzucił jej, uśmiechając się lekko.
-Nie sypiam z moim szefem. Jesteśmy zaręczeni. Ale okej! Jeśli jesteś aż tak zdesperowany, to mogę go zapytać.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję!- Justin powtarzał w kółko i w kółko, wiedząc, że ją to wkurzy i się rozłączy. Co zrobiła. Chłopak zachichotał i odłożył swój telefon na biurko.
Następnie wrócił do łazienki, tylko po to, by śmiertelnie się przestraszyć. Na podłodze leżała sterta ciuchów Kai, jednak jej samej nigdzie nie było. Justin przebiegł resztę drogi i znalazł ją pod wodą, woda sięgała jej uszu, pozostawiając jedynie twarz na powierzchni.
Na szczęście piana z mydła zakrywała jej piękne ciało, inaczej Justin mógłby zareagować w sposób, którego nie chciał.
-Wszystko w porządku?- zapytał jej gdy otwarła oczy. Uśmiechnęła się do niego po raz pierwszy, i odpowiedziała, ponownie- po raz pierwszy z pewnością w głosie:
-To dobre uczucie.
Jedyne co Justin mógł zrobić to roześmiać się, chociaż nawet nie wiedział dlaczego.
Zgadnij co, pomyślał, twój anioł zesłany przez Boga jest też świrem wodnym.
Zaczął się śmiać jeszcze bardziej i wkrótce również dziewczyna zaczęła chichotać z jego głupiego zachowania.
Justin przestał się śmiać, jednak ciągle utrzymywał szeroki uśmiech wiedząc, że Kaia nareszcie zaczęła się czuć komfortowo w jego towarzystwie, przynajmniej w tym momencie, mimo tego, że musiała ukrywać swoje nagie ciało pod wodą.
Zapamiętując to, Justin wpadł na kolejny pomysł w  który również wliczała się pomoc Lacey, więc sięgnął po ręcznik wiszący za drzwiami i położył go na ławie, kiwając na Kaię, by dać jej znać, że jest on dla niej.
-Zaraz wracam- powiedział tylko zanim wyszedł z pokoju.
Chwycił swój telefon i jeszcze raz, zrobił to, co wcześniej.
-Co teraz? Pracuję, wiesz o tym?- było pierwszym co Lacey powiedziała po trzech sygnałach.
-Wiem, ale potrzebuję twojej pomocy w czymś jeszcze.- Justin odpowiedział, opuszczając swoją sypialnię w poszukiwaniu psa. Nadszedł czas na to, by nakarmić Posejdona, który zawsze wydawał z siebie najgłośniejsze dźwięki gdy był głodny, jednak w domu było tak cicho, że mógłbyś usłyszeć przelatującą obok ciebie muchę.
-Znowu coś z tą dziewczyną?- Spytała Lacey ze słyszalnym uśmieszkiem w swoim głosie. Umierała dla odrobiny plotek a w życiu miłosnym Justina działo się tak mało, więc jeśli Justin patrzył lub mówił o jakiejś dziewczynie przez dłużej niż dziesięć minut, było to godne pierwszej strony. Przynajmniej, jeśli chodziło o Lacey.
-Tak. I przestań tworzyć filmy we własnej głowie! Mogę zobaczyć dym twoich smażących się neuronów aż tutaj. Potrzebuję trochę ubrań dla niej a ty masz ten sam rozmiar.- powiedział Justin, rozglądając się po sypialni dla gości.
Jego dom miał trzy sypialnie; Justina, gościnną i jego rodziców. Do tej ostatniej nikt nie zaglądał od sześciu lat. Drzwi były zamknięte. Zostawili ją tak i ich syna bolało to za bardzo, by je otworzyć, więc nigdy tego nie zrobił.
 Następnie Justin zaczął schodzić na dół po schodach podczas gdy Lacey pytała się go jakiego rodzaju ubrań chce.
-Wszystko. Jeansy, koszulki, raczej ciepłe rzeczy . No i jeszcze bielizna i buty. Chociaż te rzeczy muszą być kupione.- odpowiedział, gdy dotknął ostatniego stopnia.
-Dlaczego nie pójdziesz z nią na zakupy?- zasugerowała Lacey próbując się wywinąć. Justin wywrócił oczami na jej ton.
-Jeśli załatwisz mi wózek, to pójdę.- podrażnił się z nią.
Jęknęła i nawet by się zaśmiał, gdyby nie zauważył swojego psa. Justin na samym początku go nie poznał.
Jego futro było matowe i poduszeczki na łapach oraz dziąsła były białe jak śnieg.  Dygotał szaleńczo, leżąc na dywanie.
-Justin?! Jesteś tam?? Justin!-  Justin pochylił się do swojego chorego psa, ignorując Lacey w telefonie. Położył komórkę na podłogę i uklęknął po czym położył głowę psa na swoim udzie.
-Co jest nie tak chłopczyku?- Justin przebadał swojego zwierzaka i gdy skończył znalazł nie jednego, ani dwa, ale trzy duże, grube, ciemne kleszcze wszczepione w Posejdona i wysysające z niego życie.
Justin szybko chwycił za swój telefon i przerywając Lacey, powiedział:
-Zwijaj tutaj swój tyłek, teraz. I przyprowadź swojego chłopaka. Posejdon jest chory.

 **
 Bry,

 Nie żeby coś, ale nie jestem dobra w dotrzymywaniu obietnic czy terminów, więc na nic się nie umawiam. :D - Kajka

Rozdziały nie będą dodawane regularnie (tu Kinga wtrąca swoje mądrości) iż, gdyż, ponieważ najzwyczajniej w świecie chodzimy do szkoły i nie mamy czasu ;c - Kinga

3 komentarze:

  1. wasze tłumaczenie jest cudowne <3
    Kaia coraz bardziej śmiała jest w stosunku do Justin'a :)
    biedny Posejdon;c

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. prawdopodobnie jutro jeśli Kaja dokończy tłumaczenie :)

      Usuń